Numer 14 to blog jest sportowy, ale stolica Macedonii, która była 16. krajem, w którym zobaczyłem mecz piłkarski (Kosowo było 17.), trochę mnie zaskoczyła. Najwyraźniej Macedończycy mają problem z tożsamością narodową. Nie wiem, jak inaczej wyjaśnić realizację projektu „Skopje 2014”. Pojawiające się gdzieniegdzie określenie „nacjonalistyczny kicz”, jest bardzo delikatne.
Na Placu Macedonii (na zdjęciu powyżej), głównym placu stolicy kraju, stoi pomnik Aleksandra Macedońskiego na Bucefale, swoim słynnym ogierze. Pomnik, a w zasadzie fontanna, ma 10-metrowy cokół, wokół lwy i żołnierze.
Na tym samym placu jest jeszcze 8 (!) wybudowanych w ostatnich latach pomników. Postacie na tronie, ze sztandarem, stojące z zamyśloną miną. Są m.in. rewolucjoniści Dame Gruew i Goce Dełczew, cesarz Justynian Wielki i car Bułgarii Samuel Komitopul.
Turyści robią zdjęcia kamiennego mostu na Wardarze. Za mostem rzecz jasna pomniki. Tym razem pięć. Można też obrócić się w drugą stronę, w kierunku wybudowanej niedawno Bramy Macedońskiej, czyli łuku triumfalnego. Wystarczy dobrze się przyjrzeć, żeby będąc na głównym placu (przypominam, 9 pomników) zobaczyć trzy następne pomniki przy Bramie i bodajże 5 za mostem. Niemal wszystkie mają po kilka lat.
„Skopje 2014” to też nowe budynki nawiązujące do historii Macedonii. Cały projekt niektórzy szacują na 500 mln euro. Ze znalezieniem miejsca na nowe budynki w samym centrum nie było problemu. W 1963 roku trzęsienie ziemi zniszczyło 80% powierzchni Skopje. Niektóre historyczne budynki są odtwarzane.
Miejski krajobraz wygląda dość dziwacznie. Na jednym rondzie jest pomnik postaci na koniu, który stoi na tylnych nogach, a na kolejnym rondzie inny wojownik na rumaku. Różni się głównie tym, że koń stoi na przednich kończynach. Macedońska opozycja twierdzi, że cały projekt „Skopje 2014” można było wybudować za 10 razy mniej niż zapłacił rząd. Inny polityczny problem to, przynajmniej zdaniem Greków, zawłaszczanie postaci związanych z ich kulturą.
Przemieszczanie się po Macedonii nie było łatwe. Przystanki autobusowe nie mają żadnych informacji, nawet jakie linie się przy nim zatrzymują. Mieszkańcom najwyraźniej wystarcza sama wiata. Tak wygląda zdecydowana większość przystanków w Skopje.
Miesiąc wcześniej byłem w Glasgow. Tam kierowca autobusu nie ma fizycznego dostępu do gotówki, nie ma nawet jak wydać reszty. Pieniądze wrzuca się do pudełka z przezroczystą szybką. Kiedy klient wrzuci wystarczającą kwotę, kierowca zwalnia blokadę i pieniądze wpadają do pojemnika. Bilet drukuje osobna maszyna.
W Skopje po tych samych trasach poruszają się autobusy miejskiej spółki (double-deckery chińskiej produkcji) oraz autobusy prywatne. W tych drugich kierowca całą gotówkę trzyma pod ręką. – To taki bardziej „african style” – tłumaczyła mi dziewczyna, od której wynajmowałem mieszkanie. Wchodzić można wszystkimi drzwiami, ale kierowca pilnuje, czy wszyscy kupili bilety. – Nie ruszy, zanim wszyscy nie zapłacą. O paragonach nie ma mowy.
Na piwo chodziłem tylko do tego baru. Skoro jest wyraźna informacja, że nie wolno wnosić broni, to musi być bezpiecznie, prawda?