Najbardziej rozpolitykowany klub świata [Z PODRÓŻY]

Walczą o prawa uchodźców z Afryki, popierają azyl dla Edwarda Snowdena, na ich stadionie powiewa tęczowa flaga – to St. Pauli z Hamburga, najbardziej lewicowy klub w Europie.

Więcej wpisów o moich piłkarskich podróżach w tej kategorii.

W drużynie z Hamburga nie grają gwiazdy i nikt z kibiców za nimi nie tęskni. Od komercji chcą być jak najdalej. – Jesteśmy wyspą w świecie, który zainteresowany jest tylko tym, jak finansowo wykorzystać wszystko i wszystkich – mówią kibice FC St. Pauli.

Jest sobota, kilka godzin przed meczem w 2. Bundeslidze z VfL Bochum. Nad trybuną główną Millerntor-Stadion w Hamburgu powiewają trzy flagi – dwie klubowe, brązowe, z herbem klubu, oraz tęczowa. Idę kilkadziesiąt metrów dalej, do Fanladen, pomieszczeń na stadionie, które należą do kibiców. Tuż za progiem drzwi na parterze trybuny Gegengerade wisi zielony plakat „Lampedusa w Hamburgu. Walczymy o nasze prawa”. Demonstracja ma się odbyć 1 marca. – To wielki temat w Hamburgu. Wszystko, co mają niektórzy z tych ludzi, to ubranie na sobie i szczoteczka do zębów. Śpią na podłodze w kościele. Tak nie może być. Trzeba im pomóc i każdy, kto kibicuje St. Pauli, powie ci to samo – tłumaczy mi Thomas, popijając wszechobecne w okolicy piwo Astra.

300 imigrantów z włoskiej wyspy Lampedusa przebywa w Hamburgu od blisko roku. Większość z nich to ofiary wojny domowej w Libii. Niektórym Włosi odmówili azylu. Inni dostali do ręki 500 euro z sugestią, by poszukali szczęścia w innym europejskim kraju.

Przesilenie nastąpiło w październiku. Koło Lampedusy zatonął statek z imigrantami. Uratowano 155 osób, zginęło 360. W Hamburgu ruszyła fala protestów. Co kilka dni mieszkańcy miasta wyrażali solidarność z imigrantami bez prawa pobytu w Niemczech. W demonstracji po październikowym meczu St. Pauli z SV Sandhausen wzięło udział 8 tys. osób. Na transparentach hasło „Żaden człowiek nie jest nielegalny”. Oświadczenie wydał też klub. „Apelujemy o znalezienie rozwiązania, które będzie sprawiedliwe dla ludzi, którzy uciekli przed wojną i osiedli w Hamburgu. FC St. Pauli dalej będzie niósł im humanitarną pomoc”.

Disneyland nie przejdzie

Jeszcze na początku lat 80. St. Pauli było zwykłym trzecioligowym klubem. Na mecze chodziło średnio 2 tys. osób. W tym samym czasie zaczęła zmieniać się cała dzielnica – znana teraz z prostytutek, domów publicznych i sex-shopów. Coraz bardziej widoczni byli squattersi, którzy zajmowali pustostany, a także anarchiści, punki i alternatywni artyści. Wielkie triumfy w europejskiej piłce święcił wtedy Hamburger SV. Drużyna Ernsta Happela wygrywała nie tylko Bundesligę, ale też Puchar UEFA i Puchar Europy. Część kibiców najlepszej niemieckiej drużyny sympatyzowała ze skrajną prawicą.

Sześćdziesięcioletniego na oko Maxa spotykam w słynnym barze Jolly Roger, niedaleko Millerntor-Stadion. Stoi przy wejściu, obok wlepki z Edwardem Snowdenem. Amerykanin wystylizowany jest na Baracka Obamę z plakatu „Change”. Podpis jest krótki: „Azyl dla Snowdena!”. Max piłką zaczął się interesować dopiero jako dorosły mężczyzna. – Wcześniej odrzucało mnie to, co pojawiało się na trybunach niemieckich stadionów. Nie każdy chce być kojarzony z ludźmi, którzy są rasistami – opowiada, zerkając na lecący w telewizji mecz Bayer – Schalke. – Widziałeś nasz stadion? Nie ma tylu reklam, co w innych miejscach. Zagwarantowaliśmy sobie, że stadion nie zmieni nazwy. Wszystko pomyślane jest tutaj o ludziach, nie o pieniądzach – tłumaczy. W tym sezonie średnia frekwencja na meczach 2. Bundesligi na Millerntor to 97 proc.

W Jolly Roger panuje punkowy klimat. Nad barem wisi szalik „Working class”. Na ścianach są symbole Standardu Liege, Bohemians 1905, Partyzanta Mińsk i Livorno. Wszystkie kojarzone są z lewicą. – Mamy przyjaciół w całej Europie. Wszyscy mówią o ruchu Against Modern Football. U nas to się udało. Kibice nie są maszynkami do zarabiania pieniędzy – słyszę od kobiety w średnim wieku.

Kibice mieli główny głos przy przebudowie stadionu, doprowadzili do wycofania z obiektu reklam magazynu Maxim. Uznali, że reklama czasopisma sprzedającego się dzięki zdjęciom nagich kobiet u nich nie przejdzie. Trzy lata temu nie podobał im się pomysł zwiększenia ilości reklam wokół stadionu. – Jesteśmy wyspą w świecie, który zainteresowany jest tylko tym, jak finansowo wykorzystać wszystko i wszystkich – pisali. Prezydent klubu zapewnił kibiców, że Millerntor nigdy nie zmieni się w Disneyland.

Najwięcej kobiet wśród kibiców

Fanladen przypomina klub dyskusyjny – kanapy, stół do gry w piłkarzyki. Nad kuchnią wisi szalik Polonii Warszawa z hasłem o faszystowskim sku***. Kupić można m.in. używane książki, wydawane przez kibiców ziny oraz naklejki. W rogu sali jest samoobsługa – pieniądze za wystawione wlepki wrzuca się do puszki. Pod drugą ścianą, przy stoliku z całym arsenałem naklejek, siedzi Deborah. – Najpopularniejszy towar? Od lat to ta sama wlepka – opowiada. Naklejka nie jest wyrafinowana. Widać na niej trzech chłopców. Uśmiechnięty jest tylko ten z herbem St. Pauli. Płaczą mniejsi od niego kibice HSV i Hansy Rostock. Część kibiców obu klubów utożsamia się ze skrajną prawicą. Ich starcia z lewicowymi fanami St. Pauli nieraz kończyły się burdami.

W dni meczowe Fanladen przeżywa oblężenie. W tygodniu przychodzi tu codziennie kilkadziesiąt osób. – Możesz znaleźć kogoś, kto nauczy cię hiszpańskiego, albo zapisać się na warsztaty. Mamy też koncerty – opowiada Birgit, wolontariuszka. – To działalność społeczna, więc wspomaga nas klub oraz samorząd, ale jesteśmy niezależni – dodaje. Kobiety odgrywają w życiu klubu ważną rolę. Thomasa, z którym rozmawiałem o imigrantach, do kibicowania wciągnęła starsza siostra, Katherine. Klub chwali się najwyższym odsetkiem żeńskich kibiców w Niemczech. – Dziewczyny czują się u nas bezpiecznie, nie spotkają się na trybunach z seksizmem czy homofobią – tłumaczy Thomas. Do niedawna prezydentem klubu był zadeklarowany gej. Corny Littmann, właściciel położonego nieopodal teatru, kierował klubem w latach 2002-10.

Kibice powtarzają, że nie jest możliwe, żeby być kibicem St. Pauli i nie popierać wartości, z których wyrasta klub. – To nie są jakieś odległe hasła. Historie związane z polityką dzieją się tutaj co tydzień. Jeśli ktoś ma zdecydowanie inne poglądy, to będzie się tutaj źle czuł – mówią.

Tosty z trupią czaszką

W klubowym sklepie wybór równie duży jak na stadionach dużo większych klubów. Od stóp do głów można ubrać siebie, dziecko i psa. Jest też pełna rozmiarówka kaloszy z symbolem piratów – trupią czaszką i skrzyżowanymi piszczelami. Kupić można też klubowy toster. Wyskakują z niego grzanki z wypieczoną trupią czaszką.

Danny Paulsen dopytuje ekspedientkę, co oznacza przekreślony krzyż celtycki. Kiedy słyszy odpowiedź, jest zaintrygowany, ale nie zaskoczony. Na mecz przyjechał z Danii wraz ojcem, braćmi i szwagrem. – Jeździmy na Bundesligę i Premier League. W St. Pauli klimat jest absolutnie wyjątkowy. Otoczka robi wrażenie – opowiada.

Cała ściana w sklepie na stadionie jest oblepiona wlepkami. W oczy rzuca się często pojawiający się wizerunek Che Guevary. Przez kilka minut można czytać hasła o niepodległości Katalonii, Kraju Basków czy walce z neonazistami. Tak samo wygląda położony kilkaset metrów dalej sklep na Reeperbahn, centralnej ulicy hamburskiej dzielnicy czerwonych latarni. Wokół głównie sex-shopy, bary i dyskoteki.

AC/DC na początek, potem Blur

Godzinę przed meczem wszystkie miejsca stojące są już zajęte. Kiedy przy dźwiękach „Hells Bells” AC/DC piłkarze St. Pauli i Vfl Bochum wkraczają na murawę, duża część publiczności wita ich jak bohaterów. W ciągu ostatnich dwóch lat oglądałem mecze w kilkunastu europejskich krajach. Równie wielki entuzjazm podczas wyjścia z tunelu dostrzegłem tylko na El Clasico i w meczu Crveny Zvezdy. Kibice z Belgradu radość wyrazili ogłuszającą kanonadą petard. Fani z Hamburga zareagowali spokojniej – skończyło się na śpiewach i okrzykach. Na trybunach pojawiły się flagi Tybetu i Izraela. Dalecy od kibicowskiego konserwatyzmu byli też fani z Bochum – przywieźli ze sobą flagę w barwach Jamajki z liściem marihuany.

Na boisku gospodarze przegrywali już od 13. minuty. Zajmujący przed meczem 6. miejsce w tabeli piłkarze St. Pauli atakowali do końca meczu. Stosowali proste środki, nie bawiąc się zbytnio w futbolową wirtuozerię. W poprzeczkę huknął w doliczonym czasie gry Marc Rzatkowski. Sekundę później sędzia zakończył mecz. Bramki dla gospodarzy zabrakło, więc z głośników nie popłynęło tradycyjne „Song 2” Blur.

Na ile ważny był wynik meczu dla kibiców z pirackimi flagami? – Dla mnie piłka to 70 procent całości. Pamiętam, jak byliśmy w trzeciej lidze. To nic przyjemnego, więc o sporcie nie można zapominać – mówi Thomas. – Dla mnie piłka to maksymalnie połowa. Więcej dobrego może dać promocja naszych ideałów niż promocja naszych piłkarzy. Ale gdy jesteśmy w Bundeslidze, jest o nas głośniej – wyjaśnia Thies. Jedno z haseł kibiców St. Pauli głosi: „Nigdy więcej wojny, nigdy więcej faszyzmu, nigdy więcej trzeciej ligi”. Kolejność najwyraźniej nie jest bez znaczenia.

St. Pauli – Bochum.

Najwyraźniej ktoś walczy o wolność Katalonii w sklepie klubowym St. Pauli.

Imtech Arena.

W drodze na lotnisko zajrzałem jeszcze na stadion trzecioligowej drużyny z Lubeki.

One Reply to “Najbardziej rozpolitykowany klub świata [Z PODRÓŻY]”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *