Demitologizacja Zidane’a [RECENZJA]

Tytuł: Gegenpressing i tiki-taka. Jak rodził się nowoczesny europejski futbol
Autor: Michael Cox, tłum. Krzysztof Cieślik, Grzegorz Krzymianowski
Wydawnictwo:  SQN, 2020

Wyposażony w szkiełko i oko Michael Cox rozrysował ostatnie 30 lat europejskiej piłki. Przy okazji zajął się dekonstrukcją mitu Zinedine’a Zidane’a.

Książki w księgarni Sendsport o 10% taniej.

Cox jako początek obecnej ery w futbolu wyznacza rok 1992 – moment powstania Ligi Mistrzów, Premier League i przepisów dotyczących łapania piłki przez bramkarza po podaniu od partnera. Zgrabnie podzielił obecną epokę na czasy wpływów i dominacji piłki holenderskiej (1992-96), włoskiej (1996-2000), francuskiej (2000-04), portugalskiej (2004-08), hiszpańskiej (2008-12), niemieckiej (2012-16) i angielskiej. Ramy wyznaczył zgrabnie i operował między nimi konsekwentnie. Manchester United z 1999 roku, czyli najlepsza drużyna Alexa Fergusona, dostała w książce mniej miejsca, niż najciekawsza wersja Parmy. Cox uznał, że włoski zespół wpisywał się w trendy taktyczne, które wyznaczała wtedy Serie A. Z kolei potrójna korona Fergusona nie miała tak mocnego wpływu na przyszłą pracę trenerów w całej Europie.

Zobacz także: Paryż w cieniu Neymara [Z PODRÓŻY]

Sporo tu błyskotliwych wywodów, jak choćby ten o grze bez napastników. Cox opisując Barcelonę Guardioli i Hiszpanię Del Bosque dochodzi do paradoksalnego wniosku. To, że po mistrzostwo świata sięgnęła drużyna mogąca grać bez napastnika to bezpośredni efekt sposobu, w jaki gra najbardziej bramkostrzelny napastnik naszych czasów, czyli Leo Messi.

Zobacz także: Stadion finału mundialu, dziś piąta liga [Z PODRÓŻY]

Angielski autor, który stał się znany dzięki blogowi „Zonal Marking”, rzadko stawia stawia ryzykowne tezy. W obszernych fragmentach o Holandii (a właściwie Ajaksie) i Hiszpanii (de facto Barcelonie) powiela raczej znane historie. Nie jestem fanem calcio, więc zaintrygowały mnie taktyczne niuanse gry Roberto Baggio oraz różnice w coraz nowocześniejszych odsłonach catenaccio. Ale Cox w jednym rozdziale poszedł pod prąd. Rozebrał na czynniki pierwsze karierę Zinedine’a Zidane’a i podpiłował fundamenty pomnika. Zdecydowanie słusznie.

Zobacz także: Pep Guardiola i mity El Clasico [RECENZJE]

Podstawą, na której potem budowano mit wielkiego Zidane’a jest słaby dla niego mundial we Francji. Tak, strzelił dwie bramki w finale. Ale grał nieprzekonująco, jeszcze w grupie w swoim stylu stracił nerwy i został słusznie wykluczony z meczu z Arabią Saudyjską i dwóch kolejnych. W 2000 roku, w przeciwieństwie do rozczarowującego EURO ’96, Zidane był prawdziwym liderem, a relacja popisów Zidane’a na stadionach w Belgii i Holandii zajęły Coxowi kilka stron. Podkreślam to, bo Brytyjczykowi nie umykają wielkie mecze francuskiej dziesiątki. Porównując go do Michela Platiniego, przypomina różnicy w liczbie strzelanych bramek (0,52 na mecz byłego szefa UEFA przy 0,19 trenera Realu). Na 10 lat gry we Francji i Hiszpanii, zdaniem Coxa, Zidane wybitne miał zaledwie dwa sezony. Co więcej, przez dekadę wygrał tylko trzy mistrzostwa i raz sięgnął po Ligę Mistrzów. Dramatycznie szło mu m.in. w teoretycznie najlepszym momencie, czyli między reprezentacyjnymi triumfami. W sezonie 1998/99 dokładając dwa gole i trzy asysty poprowadził Juventus do 7. miejsca w Serie A. Wahaniami formy Cox tłumaczy tylko dwie nagrody dla najlepszego piłkarza Francji przy pięciu dla Thierry’ego Henry’ego. W reprezentacji obaj piłkarze dogadywali się coraz gorzej. Napastnik Arsenalu słusznie uważał, że rozgrywający niepotrzebnie zwalnia grę. Na ostatnim turnieju, mundialu w Niemczech, znów szło mu średnio. W drugiej fazie turnieju zagrał wybitny mecz z Brazylią, a w finale kolejny raz osłabił zespół.

Więcej recenzji książek sportowych na blogu w tej kategorii.

Michael Cox słusznie upatruje w Zidanie jednego ze świetnych rozgrywających swoich czasów. Zgadzam się. Dla mnie, umieszczanie Francuza wśród najlepszych piłkarzy w historii jest niezrozumiałe. Zapewne powodem są bramki strzelane w finałach (dwa gole przeciwko Brazylii oraz rozstrzygające trafienie w finale LM mają swoją wymowę), uosobienie francuskiej wielokulturowości, efekty maszyny marketingowej 'Galaktycznych’ oraz przyjemny dla oka styl gry. Ale nawet ten ostatni element jest moim zdaniem przeceniany. Z większą gracją po boisku poruszali się choćby Andres Iniesta, czy Michael Laudrup.

Więcej recenzji książek sportowych na blogu w tej kategorii.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *