Weekend w Zagłębiu Ruhry. W sobotę plac przed katedrą w Kolonii przejął tłum kibiców Hamburger SV. W okolicach Düsseldorfu pociąg, którym jechałem, opanowali kibice Fortuny, którzy właśnie wracali z meczu z Karlsruher S.C. w 2. Bundeslidze. Po przesiadce do kolejki wsiadało jeszcze więcej ludzi w czerwonych koszulkach. To z kolei byli fani Bayeru Leverkusen. Jechali do Dortmundu razem z kibicami Borussi ubranymi prawie w komplecie na żółto. Kiedy wracałem z Dortmundu, widziałem jeszcze rodzinę w koszulkach Schalke. Wracali z Hanoweru, gdzie tego dnia grał zespół z Gelsenkirchen. W sobotnie popołudnie Nadrenię Północną-Westfalię opanowali piłkarscy kibice. Skrzynka piwa do pociągu i można ruszać. Część wypijała wszystko, co miała przy sobie, inni wykazywali się zapobiegliwością. Część alkoholu zostawiali w skrytce na dworcu. Po meczu będzie jak znalazł. Z piciem piwa pod samą katedrą, stojąc przy radiowozie, nie ma oczywiście w Niemczech problemu.
Więcej wpisów o moich piłkarskich podróżach w tej kategorii.
Na Signal Iduna Park byłem na meczu drugi raz. Na wiosnę punkt z Dortmundu wywiózł Augsburg. Na mecz pierwszej kolejki z Bayerem gospodarze sprzedawali bilety tylko swoim członkom. Znów więc kupiłem wejściówkę na sektor gości. Okazało się, że proporcje żółtych i czerwonych koszulek są w tym miejscu stadionu podobne. Na trybunach jak prawie zawsze komplet – minimalnie ponad 80 tys. kibiców.
Bramka stracona przez Zawiszę z Zulte Waregem w 35 sekundzie meczu szybko przestała być moim osobistym rekordem. Bayer zaskoczył Borussię w sekundzie 9. Fatalnie grał Marco Reus, gracz, któremu przyglądałem się najbardziej. Seryjnie tracił piłki, bramce rywali zagroził może pięć razy. Kilkakrotnie ograny został Łukasz Piszczek. Jurgen Klopp wściekał się przy linii, robił zmiany, ale Borussia była tego dnia zwyczajnie słaba.
Tego produktu ewidentnie brakowało w sklepie kibica Borussi Dortmund. Na szczęście kosiarka z logo BVB jest już do kupienia.
W niedzielę ruszyłem do Mönchengladbach. Wysiadłem przy stadionie i ruszyłem za tłumem. Kolejka kibiców ustawiła się do wybudowanego w polu i otoczonego chwastami fanshopu. Podobnie jak w Dortmundzie chętnych było tylu, że aby wejść do środka, trzeba było swoje odstać. W środku najciekawszy był widok kibiców, którzy niemal wszyscy mieli na sobie klubowe koszulki i karnie stali w kolejce, by kupić kolejny komplet. Wymarzeni klienci każdego biznesu.
Przed meczem z VfB Stuttgart za zdobycie mistrzostwa świata uhonorowany został Christoph Kramer (podobna uroczystość na cześć zwycięzców mundialu odbyła się też przed spotkaniem na Westfalenstadion). Reprezentant Niemiec mecz zaczął na ławce. Na boisku wyglądał jak gość z innej planety. W pierwszej akcji delikatnym lobem stworzył sytuację sam na sam. 50 tys. ludzi nawoływał do mocniejszego dopingu, wyprowadzał piłkę z obrony mijając rywali, w defensywie przeskakiwał ich o głowę. Borussia ten mecz tylko zremisowała, nie wykorzystała nawet sytuacji na pustą bramkę.
Stadion wybudowano 10 lat temu właściwie w szczerym polu. Nie ma tu żadnej stacji kolejowej, więc do centrum jedzie się autobusem. W pierwszym rzucie podjechało ich ponad 40.
Borussia Mönchengladbach to finalista Pucharu Europy z sezonu 76/77. Gwiazdami tamtej ekipy byli Jupp Heynckes, Berti Vogts, Uli Stielike, Allan Simonsen i Herbert Wimmer. Ten ostatni to pewnie dla wielu polskich kibiców postać anonimowa. Wielu nie zdaje sobie sprawy, ile osiągnęli gracze z tamtego pokolenia. Taki Wimmer całe piłkarskie życie spędził w Mönchengladbach. Ma więc na koncie mistrzostwo świata, mistrzostwo Europy, 5 mistrzostw Niemiec, puchar Niemiec i Puchar UEFA. W 1977 na Stadio Olimpico w fnale PEMK lepszy był Liverpool.