Wszyscy się mordują [RECENZJA]

Tytuł: Rach-ciach-ciach czyli pchamy, pchamy!
Autorzy: Tomasz Jaroński, Krzysztof Wyrzykowski
Wydawnictwo: Burda, 2015

„Cztery i pół godziny państwo się mordują, my się mordujemy i wszyscy się mordują, bo nic się nie dzieje. I teraz na czym polega sztuka? Na tym, żeby ludzi zatrzymać na sześć godzin przy telewizorze”. Tak swoją rolę komentatora kolarstwa widzi Krzysztof Wyrzykowski. Od 2002 roku pracuje w parze z Tomaszem Jarońskim. Latem przy kolarstwie, zimą przy biathlonie. Pomimo że obaj wielogodzinne transmisje z trasy uważają za nudne, ciągle trafiają do czołówek zestawień najpopularniejszych komentatorów.

Książki w księgarni Sendsport o 10% taniej.

Do książki dołączono jej konspekt. Dwie strony, kilkanaście punktów – kim byliśmy, kim jesteśmy, igrzyska, doping, dziennikarstwo. Więcej nie było trzeba. Wyszło 300 stron przyjacielskiej pogawędki. Autorzy nie potrzebowali planu – wystarczyło, że przez kilka godzin ze sobą porozmawiali. Sporo tu wątków biograficznych – Wyrzykowski opowiada o telewizji lat 70. i dlaczego po stanie wojennym musiał wyjechać z Polski. Jaroński zaskakuje wyznaniem o 9 miesiącach, które spędził w Iraku. Na drugim planie pojawiają się dziennikarze i sportowcy, których autorzy spotkali podczas trwających od kilka dekad karier.

Od 13 lat każdy lipiec spędzają w malutkim pomieszczeniu na warszawskim Służewcu, wcześniej na Bielanach. W dziupli w siedzibie Eurosportu częściej mówią o zamkach, kościołach i winnicach, niż jadących w Tour de France kolarzach. Książka została pomyślana jako przedłużenie transmisji. Mnóstwo w niej anegdot, dygresji, refleksji o przeszłości i subiektywnych ocen. Dostaje się popełniającym błędy kolegom, słabym komentatorom, a także kolarzom. Wyrzykowski nie ukrywa, że nie wierzy, że Chris Froome nie stosuje dopingu.

Jaroński i Wyrzykowski są cenieni za wiedzę, humor i prowadzony ze swadą komentarz. Ich książka to lektura na zaledwie parę godzin, niekoniecznie odkrywcza, ale przyjemna. Jeśli ktoś czerpie przyjemność z mówiąc słowami Wyrzykowskiego, wielogodzinnego mordowania się przy telewizorze podczas płaskiego etapu, podobnie będzie z „Rach-ciach-ciach”.

Więcej recenzji książek sportowych na blogu w tej kategorii.

Tytuł: The Miller’s Tale. An Autobiography
Autor: Willie Miller, Alastair Macdoland
Wydawnictwo: Mainstream Publishing, 1989

Z półki wybrałem książkę o piłkarzu, o którym wiedziałem najmniej. Cała moja wiedza o Willim Millerze sprowadzała się do faktu, że był obrońcą Aberdeen, gdy Szkoci wygrywali Puchar Zdobywców Pucharów.

Książki w księgarni Sendsport o 10% taniej.

Wstęp napisał ojciec tamtego sukcesu, Alex Ferguson. W 1989 roku, w momencie wydania książki, od trzech sezonów prowadził Manchester United. Nie wygrał jeszcze w Anglii żadnego trofeum, na Old Trafford zawisł transparent „Three years of excuses and it’s still crap … ta-ra Fergie”. Miller był rok wtedy przed końcem kariery. Ferguson nazwał go „najlepszym zawodnikiem, którego prowadził” i „najlepszym obrońcą w polu karnym na świecie”.

Na starcie kariery, 16-letniego Millera, wtedy obiecującego napastnika, chciał u siebie Celtic. Nastolatek wybrał konkretniejszą propozycję z Aberdeen. Choć mieszkał w Glasgow od urodzenia, nie chciał grać w najlepszym klubie w kraju. Miał dość konfliktów na tle religijnym. W szkole i na ulicy protestanci i katolicy stale uprzykrzali sobie życie. W Aberdeen był pod tym względem spokój.

Miller nigdy nie założył koszulki innego klubu. W zespole z Pittodrie zagrał blisko 800 razy. Po trzy razy wygrywał ligę i puchar. W 1983 roku wzniósł Puchar Zdobywców Pucharów. Szkoci wygrali wtedy z największymi – Bayernem Monachium i Realem Madryt. Ciekawostek o drużynie The Dons, jest w książce niewiele. Sporo faktografii, lawina pochwał dla kolegów z boiska. Gra dla małego klubu znad Morza Północnego najwidoczniej była sielanką. Gdyby książka powstała po zakończeniu kariery Millera, na pewno byłaby ciekawsza. Polecić można ją tylko zainteresowanym tamtą drużyną Aberdeen. Niewiele tu nawet o Szkocji lub Fergusonie.

Jest za to polski ślad. W maju 1980 roku reprezentacja Szkocji przyjechała do Poznania na towarzyski mecz z Polską. Na krótko przed karnawałem Solidarności, Szkoci przeszli polityczną edukację. „Zakładaliśmy, że Polacy, jako członkowie bloku wschodniego, są blisko z Rosjanami” pisze Miller. Piłkarze wybrali się do kina. Tłumaczka zapowiadała film „Stranger”. Na ekranie pokazano „Obcego”, czyli film pt. „Alien”, ale nie był to główny punkt dnia. Wcześniej wyświetlono kronikę filmową. Słowa radzieckiego dygnitarza partyjnego zagłuszyły bluzgi publiczności. Towarzysz mówił o nowej drodze, prezencie ZSRR dla Polski. Wyzwiska przerodziły się w śmiech. Szkoci wyjechali z Polski tylko mądrzejsi o wiedzę na temat realiów polityki za żelazną kurtyną. Po meczu nie mieli powodów do zadowolenia. Polska wygrała 1:0.

Więcej recenzji książek sportowych na blogu w tej kategorii.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *