W Potulicach mieszka 1400 osób. W niedzielę byli w swojej wsi mniejszością. Większość stanowili kibice Zawiszy, którzy przyjechali na domowy mecz swojego zespołu. Z dwóch drużyn – Zawiszy i Wisły Fordon, tylko ta druga gra w Bydgoszczy.
Więcej wpisów o moich piłkarskich podróżach w tej kategorii.
Wszystko, co ważne, w Potulicach jest skupione na kilkuset metrach. Przy skrzyżowaniu ul. Leśnej z Bydgoską, stoi więzienie. Po drugiej stronie szosy znajduje się boisko Dębu. Tuż obok centrum wiejskiego życia. W jednym budynku Dom Strażaka, Wiejski Dom Kultury i poczta. Kawałek dalej rośnie drzewo, od którego swoją nazwę ma B-klasowy klub. Ogromny, rozłożysty dąb im. Władysława Szafera ma ok. 900 lat.
Potulice, oddalone o 25 km Bydgoszczy, słyną głównie z więzienia. Ale w niedzielę atrakcją był mecz na szczycie B-klasy. Kibice jechali samochodami, busami, na motocyklach i rowerach. W sumie 1500 osób. Po drodze mijali patrole policji, stadninę koni, święte figurki, zjazd na Niedolę i kolejnych funkcjonariuszy. Oprócz filmowania racowiska policjanci nie mieli wiele do roboty. Atmosfera była pozytywna. Pojedyncze wulgaryzmy z trybun były odbierane z niezadowoleniem.
Samochody na bydgoskich rejestracjach zajęły wszystkie wolne miejsca przy głównej szosie obok zakładu karnego oraz na polu pod lasem. Kolejek w miejscowym sklepie nie dało się rozładować inaczej, niż wpuszczając do środka po kilka osób. Dla wygody skrzynki z Harnasiem ustawiono tuż przy kasie. Przy wejściu na stadion Dębu sprzedawano koszulki i bluzy Zawiszy (zeszły prawie wszystkie) i zbierano podpisy pod petycją ws. budowy pomnika Żołnierzy Wyklętych (300 autografów), kawałek dalej ustawiła się kolejka po kiełbasę z grilla (poszło ponad 200). – Jak na B-klasę to jest odlot. Wydarzenie na całą Polskę – ekscytowali się niektórzy. Większość była zadowolona, że choć mecz jest w Potulicach, to „w końcu czujemy się jak u siebie”. Inni narzekali, że ósma liga to upadek i na to, co się dzieje na boisku, nie idzie patrzeć.
Od pucharu do B-klasy
Od momentu, gdy Zawisza świętował największe triumfy w swojej historii i zdobywał Puchar i Superpuchar Polski (2014 rok), minęło ok. 1000 dni. W tym czasie klub zdążył spaść z ekstraklasy (2015) i zaliczyć nieudaną walkę o awans (2016). Rok temu Radosław Osuch sprzedał klub i zniknął. Znajomy, który kupił od niego spółkę, nie był zainteresowany prowadzeniem jej działalności. WKS Zawisza Bydgoszcz S.A. nie wystawił drużyny w żadnej klasie rozgrywkowej. Drużyna prowadzona przez Stowarzyszenie Piłkarskie zaczęła rozgrywki w B-klasie, na najniższym możliwym poziomie.
„Marsz, marsz, marsz, do boju marsz” – ryknęli od pierwszej minuty kibice. Potem był już repertuar znany z meczów przy Gdańskiej – „Nie ma, że boli, Zawisza to klub kiboli” i „To my, kibole Zawiszy!”. Drużyna gra w Potulicach, bo żaden z zarządców bydgoskich obiektów nie zgodził się na przyjęcie zespołu. Wszyscy tłumaczą się brakiem miejsca i remontami a CWZS Zawisza, który zarządza bazą przy ul. Gdańskiej, sporami sądowymi. Chodzi o prawa do herbu i nazwy. Po serii konfliktów SP zostało wykluczone z CWZS.
Sprawą boiska dla Zawiszy zajęli się nawet bydgoscy radni. Nic nie wskórali. – Nie chodzi o dzieci w tej sprawie, tylko powrót kiboli na stadion. A kibole na stadionie to jawne łamanie prawa, zasłanianie twarzy, wandalizm, groźby i zastraszanie – mówił na konferencji prasowej prezydent Bydgoszczy Rafał Bruski. A przed sobą na stole położył duży kamień. Jeden z czterech, którymi obrzucono okna w jego domu. Zastraszeni czują się też szefowie CWZS.
„Zawisza nigdy nie zginie”
W niedzielę, przy płocie obok linii bocznej stanęli działacze, którzy prowadzili Stowarzyszenie Piłkarskie kilka lat temu – Bogdan Pultyn, Marcin Jałocha i Tomasz Rega. Obecny prezes SP, Krzysztof Bess, z nerwami w pierwszym wiosennym meczu radził sobie wspomagając się papierosem i kawą. Kawałek dalej stanął Marcin Łukaszewski, kapitan Zawiszy z ostatniego sezonu w II lidze. – Tylko bez trzody, żeby nie było żadnej patologii, pamiętajcie – przypominali kibice w młynie. W tłumie siedzieli mężczyźni, kobiety i dzieci. Większość w koszulkach z napisami typu „Zawisza nigdy nie zginie”. W pierwszej połowie, po zapaleniu rac i rzuceniu serpentyn, mecz na dwie minuty przerwano.
Mimo, że Zawisza jest w B-klasie krezusem i może sobie pozwolić nawet na obóz przygotowawczy, piłkarze grali słabo. W pierwszej połowie gola strzelił Wojciech Ruczyński. Zawisza nie dominował nawet, gdy po czerwonej kartce dla Kacpra Sapy grał w przewadze. Dwie kolejne bramki bydgoszczanie strzelili w doliczonym czasie gry. Trafiali – Patryk Bereza z karnego i Tomasz Widomski – lobując bramkarza Wisły, najmniejszego piłkarza na boisku.
Po wygranym 3:0 meczu z głównym kandydatem do awansu, piłkarze stanęli za banerem „Zawisza nigdy nie zginie” i świętowali z kibicami.
Więcej wpisów o moich piłkarskich podróżach w tej kategorii.
Kibole są pragmatyczni. Zdołowali ekstraklasową drużynę, żeby mieć bliżej na wyjazdy…