Berlin, ostatnie chwile przed meczem. Chorwaci w strojach z biało-czerwoną szachownicą są już gotowi do wyjścia na środek boiska. Przeciwników wyprowadza kapitan z opaską w kolorach niemieckiej flagi. Stojący w pierwszym rzędzie kibic w stroju reprezentacji Chorwacji pokrzykuje w kierunku swojego zespołu. Nie jest to jednak mecz Chorwacji z Niemcami, a piłkarze nie zagrają na Olympiastadion. Tak wyglądały ostatnie minuty przed pierwszym gwizdkiem meczu Landesligi, na siódmym poziomie niemieckiego futbolu.
Więcej wpisów o moich piłkarskich podróżach w tej kategorii.
Gospodarzem meczu na bocznym boisku Friedrich-Ebert-Stadion byli Chorwaci, czyli SD Croatia Berlin. Nazwa jest w pełni chorwacka, bo SD to Sportsko Drustvo. Klub założono ponad 30 lat temu, jako Hajduk Berlin. Po kilku fuzjach i wchłonięciu innych chorwackich zespołów, zmienił nazwę na Croatia. Etniczny charakter widać na trybunach, gdzie fani zespołu mówią po chorwacku. Flagi z szachownicą widać na każdym płocie wokół boiska. Niemiecka kultura króluje przy grillu – podobne piwo i kiełbasę kupimy na każdym stadionie w stolicy Niemiec.
Kapitan gości z opaską w kolorach niemieckiej flagi
Klubów związanych z różnymi narodowościami jest w Berlinie kilka. W drodze na mecz Tennis Borussi zajrzałem na boiska Makkabi Berlin położone kilka kilometrów od Stadionu Olimpijskiego. Mające 500 członków Makkabi to spadkobierca klubu Bar Kochba Berlin, rozwiązanego w czasach III Rzeszy. Od 1933 roku kluby żydowskie nie mogły grać w jednej lidze w niemieckimi.
Turecka flaga oraz niedźwiedź z herbu Berlina widnieją w herbie Türkiyemsporu Berlin. W kadrze zespołu są niemal wyłącznie tureckie nazwiska. Do wyjątków należą Alexander Kwasny, Phillip Januschowski i Patryk Podrygala. Problemy związane z rejestracją innego zawodnik z polskimi nazwisku – Piotra Podkowika, sprawiły, że w latach 90. Türkiyemspor nie awansował do 2. Bundesligi. Turcy mieli awans w kieszeni, ale drużynie nakazano powtórzyć mecze, w których zagrał Podkowik. Do awansu zabrakło jednego punktu. Dziś Türkiyemsporu gra w Landeslidze, na 7. poziomie. Ümit Karan, najsłynniejszy wychowanek, prosto z Berlina trafił do Gençlerbirliği, ekstraklasowego klubu z Ankary, a stamtąd do Galatasaray. Berliński Türkiyemspor stał się wzorem. Turcy tworzą podobne kluby o takiej samej nazwie zarówno w Europie, jak i USA i Australii.
Hertha i Olympiastadion
Dzięki kamiennym blokom, z zewnątrz Stadion Olimpijski wygląda podobnie, jak podczas igrzysk w 1936 roku. W środku arena dwóch mundiali też zachwyca, ale w inny sposób. W ubiegłą sobotę piłkarze Herthy i Mainz do tunelu zjechali ruchomymi schodami. Za nimi maskotka – miś Herthinho.
Niedźwiadek o brazylijskim imieniu nie pomógł, bo Herthę dwa razy skarcił Japończyk Shinji Okazaki. Wielką owację zebrał Samolon Kalou, który wszedł na boisko w drugiej połowie. Były gracz Chelsea niewiele zdziałał, a chwilę po tym jak Iworyjczyk pojawił się na placu gry, Hertha straciła drugą bramkę. Po porażce 1:3 zespół z Berlina wylądował na 16. miejscu w tabeli.
Choć na meczu z Mainz było tylko 42 tys. kibiców, to Ostkurve była pełna. Kibice piłki mają w Berlinie wszystko, co ma do zaoferowania niemiecki futbol. Świetny poziom piłki, młode drużyny z dużą ilością krajowych graczy, nowoczesny stadion, świetnie zorganizowany publiczny transport pod sam stadion (w Niemczech zazwyczaj w cenie biletu na mecz) i piwo podczas podróży oraz na sektorze.
W zeszłym sezonie średnie wypełnienie stadionu w Berlinie to 70 procent. Jak na to Bundesligę wynik słaby. Z drugiej strony, średnia 50 tys. kibiców to pierwsza dziesiątka w Europie.
One Reply to “Chorwaci grają u siebie [Z PODRÓŻY]”