Bilet na mecz Premier League kupiłem za 7 euro. Kwadrans po końcowym gwizdku na tym samym stadionie zaczęło się kolejne spotkanie. Poziom amatorski, ale maltańskie słońce pozwaliło zapomnieć, że w piłkę gorzej grają tylko w pięciu europejskich krajach.
Więcej wpisów o moich piłkarskich podróżach w tej kategorii.
Po drodze na stadion Hamrun Spartans mijam klubowy budynek Pietà Hotspurs. Na dachu samochodu siedzi w fotelu dwumetrowy kogut. Koło niego puchar, który wywołał całe zamieszanie. Drużyna do lat 15 zdobyła mistrzostwo. Na chodniku stoją głośniki, z których płynie włoskie disco. Starsi piją miejscowego eurolagera „Cisk”, które można dostać w każdym sklepie i barze. Młodsi zabierają się do krojenia tortu. Kogut, nazwa klubu i biało-niebieskie barwy nie pozostawiają wątpliwości, skąd założyciele klubu czerpali inspirację. Brytyjskie korzenie ma cała maltańska piłka.
W piłkę gra się na Malcie od lat 70. XIX wieku. Obowiązywały wtedy jeszcze stare zasady, tzw. Cambridge rules. Miejscowych do nauki gry zachęcili Brytyjczycy – żołnierze marynarki, ale też jezuici. Mecze rozgrywano głównie w miejscach, gdzie stacjonowali wojskowi. Przez lata symbolem maltańskiej piłki był Empire Stadium, gdzie boisko było zupełnie pozbawione trawy. Grała tam reprezentacja i wszystkie drużyny, które próbowały walczyć w europejskich pucharach. W tumanach kurzu biegali tu piłkarze Manchesteru United, Juventusu, Interu, Realu i Barcelony. Ci pierwsi, zmierzając po Puchar Europy w 1968 roku, tylko zremisowali z Hibernians. Największym wydarzeniem tamtych czasów był „mecz stulecia”. 7 lat po uzyskaniu niepodległości, w lutym 1971 roku, na Empire Stadium przyjechała reprezentacja Anglii. Przyszło 30 tys. ludzi. Gordon Banks musiał się napocić, by utrzymać jednobramkową wygraną gości.
Stadion należał do rodziny, która nie zamierzała dokładać do interesu. Z czasem brak inwestycji spowodował, że obiekt nie spełniał żadnych standardów. Ostatni mecz rozegrano w 1981 roku, gdy wybudowano nowy stadion narodowy – w Ta’ Qali. Zaledwie dwa lata wcześniej wyspę opuściły brytyjskie wojska. Można było zagospodarować m.in. lotnisko, z którego korzystał RAF. Prace częściowo sfinansował libijski rząd.
Koło stadionu narodowego znajduje się mniejszy obiekt. Na Centenary Stadium gra druga liga, na Ta’ Qali National Stadium ekstraklasa i reprezentacja. Ceny biletów są ustalone przez federację – 7 euro za ekstraklasę, 5 za drugą ligę. Często wejściówka obowiązuje na oba mecze na danym stadionie. Załapałem się więc na końcówkę meczu Sliemy Wanderers z Mostą.
Głównym wydarzeniem był pojedynek Hibernians z Birkirkarą. Mecze na Malcie mają dużo wyższą temperaturę, niż się spodziewałem. Dokładna kontrola przed wejściem, sektorówka, prowokacyjne okrzyki w kierunku kibiców rywali.
Hibernians na początku istnienia występowali jako Constitutionals FC, co miało wymowę polityczną. Jako klubu brytyjski, chcieli utrzymania ówczesnego statusu Maltu. W 1930 roku lokalny kościół katolicki orzekł, że głosowanie na Partię Konstytucyjną to grzech.
Na Malcie piłka często mieszała się z polityką. W kraju wciąż rywalizowały dwie partie – niepodległościowa i probrytyjska. W 1933 roku sympatycy futbolu żyli meczem Włoch z Anglią. Padł remis. Sytuacja powtórzyła się we wrześniu 1997 roku. Na Malcie mecz eliminacji mistrzostw świata z Jugosławią oglądało 300 osób. Malta oczywiście przegrała, ale sporo mieszkańców w tym czasie świętowało. Cieszyli się na ulicach, że tego dnia Anglia pokonała w Rzymie Włochy. Do dziś do najpopularniejszych klubów należą Manchester United, Liverpool, Juventus, Milan and Inter.
Po bramce na 1:0 kibice Birkirkary skupili się na krzyczeniu do kibiców Hibernians. Nie przeszkadzała im spora odległość i sektor VIP jako bufor.
Kiedy byłem na Malcie, całą kolejkę Premier League rozegrano na dwóch stadionach. Oprócz Narodowego, kopano też na Victor Tedesco Stadium, obiekcie z jedną trybuną. Gdyby jego patron wciąż żył, zapewne postarałby się o większe luksusy. Victor Tedesco był sponsorem Hamrun Spartans, najstarszego klubu na Malcie. Za jego pieniądze w zespole grali tacy piłkarze, jak Tony Morley, który z Aston Villą wygrywał Puchar Europy. Po kilku latach projekt się zawalił, bo Tedesco przeinwestował.
Podróż autobusem z jednego stadionu na drugi zajmuje 45 minut. Lepiej zaplanować podróż bez przesiadki, bo maltańscy kierowcy dość wcześnie stwierdzają, że autobus jest już pełny i przestają się zatrzymywać na przystankach.
Maltańska piłka długo kojarzyła się z korupcją. O lokalnych układach krążyły legendy. Europa z niesmakiem oglądała porażkę Malty 1:12 w 1983 roku z reprezentacją Hiszpanii. Wynik był niekorzystny dla Holendrów. Ich gazety publikowały zdjęcia nowej willi maltańskiego bramkarza. Na Malcie powołano komisję złożoną z działaczy, dziennikarzy i kibiców. Śladów korupcji nie stwierdzono.
Po kompromitacji w meczu z Hiszpanią Maltańczycy zabrali się do pracy. Żeby wykluczyć, że piłkarze reprezentacji będą chcieli zarobić na boku, federacja zaoferowała im zawodowe kontrakty. Zamiast na ubitej ziemi, zaczęto grać na trawie. Ze względu na wysokie temperatury i brak deszczu, z jej utrzymaniem są spore problemy. Niemal wszystkie drużyny trenują na sztucznych murawach. Naturalną lub hybrydową nawierzchnią dysponują tylko obiekty federacji – stadion narodowy i ośrodek treningowy reprezentacji. W latach 80. Maltańczycy wzięli się do piłki na poważnie, zaczęli organizować przedsezonowe zgrupowania, zatrudnili paru zagranicznych trenerów. Na początku lat 90. mieścili się jeszcze w pierwszej setce rankingu FIFA. Dziś jest dużo gorzej. Malta zajmuje 182. miejsce, między innymi wyspiarskimi krajami – Vanuatu, Fiji i Guam. – Dlaczego Islandczycy albo Cypryjczycy potrafią, a my nie? – lamentują w prasie.
Maltańczycy piłkarską federację założyli w 1900 roku, więc przynajmniej teoretycznie, należą do grona piłkarskich pionierów. W 1910 roku zorganizowali pierwsze rozgrywki ligowe. Ligę nazywaną dziś oficjalnie BOV Premier League (BOV to Bank of Valletta) trzy drużyny – Sliema, Floriana i Valetta wygrywały ponad 20 razy. Według UEFA, w Europie jest tylko pięć słabszych lig, w tym walijska.
„Mała wioska, duże jaja”. Wioska to pięciotysięczne Għaxaq na południowym-wschodzie Malty.
Najlepszy spośród maltański piłkarzy gra w portugalskiej Boaviście. André Schembri ma w CV takie kluby, jak Ferencváros, Omonia Nikozja, czy Panionios. W reprezentacji grali zarówno jego ojciec, jak i dziadek. Choć André Schembri jest całkiem bramkostrzelnym napastnikiem, to w 78 meczach reprezentacji strzelił trzy gole. Za każdym razem Malta i tak przegrywała. Spośród Maltańczyków przed nim niezłą karierę zrobił Carmel Busuttil, w latach 90. kapitan RKC Genk. Dziś jest asystentem selekcjonera.
W tej dekadzie Maltańczycy mają już na koncie kilka wygranych. Pokonywali Litwę, Armenię, Wyspy Owcze, czy San Marino. Wszystkie te mecze były towarzyskie. Ostatnie zwycięstwo o punkty to 2006 rok i mecz z Węgrami.
Piłkarskie perspektywy są marne, ale za to jakie widoki.
Więcej wpisów o moich piłkarskich podróżach w tej kategorii.