Podążając śladami Johana Cruyffa byłem przed jego rodzinnym domem, w sklepie, ulubionej knajpie i na moście jego imienia. Na blogu pisałem o książce i bramce, która nie mogła się wydarzyć. Nawet nazwa tej strony do hołd dla człowieka, który najbardziej zmienił współczesny futbol.
Na kilka osobistych zdań jest dla mnie za wcześnie. Dziś zbiorę tylko kilka linków. W powodzi tekstów publikowanych po śmierci Cruyffa, najlepsze są te, które powstały wcześniej. Po polsku to esej z drugiej „Kopalni” Pawła Wilkowicza (o którym pisałem tutaj) a po angielsku David Winner, autor najlepszej moim zdaniem książki o piłce, „Brilliant Orange”. Nie zawodzą najlepsze europejskie pióra – Jonathan Kuper, Graham Hunter i Simon Kuper (tutaj, tutaj i do posłuchania tutaj). Nowych treści jest niewiele. Rozbawił mnie Boniek, który spotykał Cruyffa podczas turniejów golfowych. Trudno jest współpracować z geniuszem, a jeszcze gorzej, gdy ten doskonale wie, że nim jest.
– Jedna rzecz była wspaniała. I pokazuje charakter i siłę Johana. On nie był żadnym wielkim golfistą, ale mimo to każdemu podpowiadał: „Stary, nie tak! Musisz to zrobić inaczej!”.
– Na wszystkie tematy miał swoje zdanie, był człowiekiem o niesamowitej charyzmie. Jak gdzieś wchodził, czuło się, że wchodzi ktoś ważny. Po prostu wielka osobowość.
Co zrozumiałe, więcej wczoraj napisano o wpływie Cruyffa na sport, mniej o tym, jak odmienił Katalonię, nie tylko tę piłkarską. W filmie „En Un Momento Dado” Cruyff pojawia się na chwilę. Ludzie, którzy go nie poznali osobiście, opowiadają, jak zmienił ich życie. Świetna jest też fcbarcelońska seria „Recorda Mister”. Zanurzyć się w starych kadrach można tutaj – sto starych zdjęć.
Wiele z piątkowych okładek to wyżyny sztuki edytorskiej. Niestety, Polska kolejny raz okazała się być krajem zapatrzonym w siebie. Na okładce „Przeglądu Sportowego” Cruyff przegrał z Piotrem Zielińskim.
Dziękuję Johan. Byłeś wielki. Największy.