– Jest mały problem, ale jesteśmy na dobrej drodze. Dogadamy się – odpowiedział na moje pytanie zastępca mera Lwowa Andrij Moskalenko. Mały problem polega na tym, że ekstraklasowe Karpaty grają na starym stadionie, zamiast na Arenie Lwów, wybudowanej na EURO 2012. Porównując oba stadiony w starym stylu, to tak jakby Lechia Gdańsk wróciła na Traugutta.
Osobiście sprawdziłem, jak ogląda się mecze na obu stadionach we Lwowie.
Więcej wpisów o moich piłkarskich podróżach w tej kategorii.
Pierwszy raz we Lwowie byłem rok temu. W drodze na mecz zahaczyłem o park Stryjski. Mniej zależało mi na podziwianiu ładnych alejek. Poszedłem dla wydarzenia z 14 lipca 1894. Program dnia zakładał m.in ćwiczenia maczugami, gry (foot-ball), rzucanie ciężarów budowanie piramid i wyścig druhów kolarzy. Pierwszy udokumentowany mecz piłkarski na ziemiach polskich trwał 6 minut. Cały wpis o 16-latku, który kopnięciem piłki zapisał się do historii, tutaj.
Arena Lwów znajduje się kilka przystanków za Parkiem, na wylotówce z miasta. Kwadrans trzeba jeszcze dojść na piechotę. Z zeszłorocznego meczu Karpat z Szachtarem Donieck zapamiętałem puste trybuny i małe ganianki między sektorami. Miejscowi postraszyli malutką grupkę gości. Policja zdążyła się zerwać z miejsc.
Za drugim razem do Lwowa wyruszyłem służbowo. Bydgoszcz stała się piątym miastem, z którego można dolecieć do portu im. Daniela Halickiego (książę Rusi z XIII wieku, jako patron pokonał m.in. Stepana Banderę). Ukraińcom zależało, żeby pokazać, że turyści z Polski są mile widziani, więc zaprosili dziennikarzy.
O meczowym wypadzie w innym ukraińskim mieście, Kijowie, tutaj.
Przed meczem ze Stalą Kamieniec odegrano hymn. Ostry mecz, sporo fauli, poziom nie zachwycił. Stadion dość typowy dla tej części Europy, ale warunki bez zarzutu. Cena za bilet na trybunę VIP – 7,5 zł.
Polski turysta we Lwowie nie jest już emerytem, który razem z autokarową wycieczką chce zobaczyć rodzinne strony. Polacy latają na lwowskie lotnisko (więcej o nim tutaj) już z pięciu miast, od tygodnia także z Bydgoszczy. Śpią w dobrych hotelach i bawią się. Często wracają do domu nie z tanim alkoholem, ale z nowymi zębami. Zabiegi stomatologiczne są pięć-osiem razy tańsze.
To, że miasto przeżywa boom, nie tylko turystyczny, widać gołym okiem. Wystarczy wdrapać się na szczyt ratuszowej wieży. Poza Starym Miastem z każdej strony widać dźwigi. Sytuacja Lwowa poprawiła się po częściowej decentralizacji – podatki w większej części zostają na miejscu, zamiast płynąć do Kijowa. – Pomógł też Putin. Powtarza, że Ukraińcy to część sztucznie podzielonego narodu rosyjskiego. Jak ogłosił, że Galicja go nie interesuje, od razu wzrosły u nas ceny mieszkań. W dodatku wojna na wschodzie zjednoczyła naród. Ukraińcy zbudują Putinowi pomnik. Pewnie z gówna, ale zawsze – mówi dr Igor Lylo, historyk z Uniwersytetu Lwowskiego.
Ruch turystyczny rośnie, ale goście potrzebują coraz więcej atrakcji. – Nie musi przyjeżdżać do nas więcej turystów, ale chcemy, żeby zostawali dłużej i wydawali więcej. Więc kombinujemy – mówi Lina Ostapczuk z lwowskiego ratusza. Najlepiej widać to w knajpach. Nie wystarczy dobra kuchnia. Wszyscy się ścigają, żeby mieć bardziej oryginalny wystrój, gości zaskoczyć, czymś dodatkowo zabawić. Kawiarnię Cafe-Masoch (niedaleko Rynku, przy ul. Serbskiej) reklamuje posąg Leopolda Rittera von Sacher-Masocha. To od nazwiska syna dyrektora policji we Lwowie i autora skandalizującej książki ukuto termin „masochizm”. Wiele lokali przypomina czasy wspominanego tu z rozrzewnieniem cesarza Franciszka Józefa. W żydowskie knajpie „Pod Złotą Różą” posiłek poprzedza rytualne mycie rąk. Na początku wszyscy mężczyźni, potem kobiety. Dania w karcie nie mają cen, można się targować. Po drugiej stronie ulicy, w „Domu legend” na tarasie widokowym można zrobić sobie zdjęcie w trabancie. Po fasadzie budynku jeździ niej model tramwaju, smok zieje ogniem.
W „Gazowej Lampie”, gdzie dowiemy się wszystkiego o tym wynalazku, są nawet związane z naftą trunki. Antoni Łukasiewicz, lwowski aptekarz, byłby dumny. Klientów obsługuje lampowy, wódki napijemy się z probówki, w toalecie stoją kanistry. – Nie chcemy być miejscem tanich wieczorów kawalerskich. Musimy pokazać coś wyjątkowe. Przekonać turystę, by został na dłużej i wydał więcej. Mamy więc już 20 projektów, które konkretnymi szlakami łączą restauracje i lwowskie atrakcje – mówi Lina Ostapczuk z lwowskiego ratusza. Wyrafinowanego turystę mają ściągnąć festiwal jazzowy, mozartowski (Franz Xaver Wolfgang Mozart mieszkał we Lwowie 30 lat) i PEN International Congress. We wrześniu o prawdzie w czasach propagandy opowiedzą noblistki – Swiatłana Aleksijewicz i Herta Müller.
Więcej o tym, jak zmienia się turystyczny Lwów tutaj.
W ramach prasowego wyjazdu zadałem kilka pytań merowi. Andrij Sadowy rządzi miastem od 11 lat, jest liderem partii Samopomoc, która w wyborach do parlamentu zdobyła 10 proc. głosów. – W zeszłym roku do Lwowa przyjechało 2,5 mln turystów. Teraz będzie więcej. Wielu z nich przyjeżdża ze wschodniej Ukrainy. Dla nich to inny świat. Przyjeżdżają, chcą wymieniać hrywnę na euro, zanim zorientują się, że wciąż są na Ukrainie – mówił. Dziennikarze pytali, czy Ukraina ma problem z nacjonalizmem. – O wiele mniej, niż w Polsce. To, co dziś obserwuję w Polsce, to ucieczka od realności. Chce się schować, ale to się źle kończy. Znacie tę bajkę z tym ptakiem, strusiem, co głowę chowa w piasek. Myśli, że wszystko będzie OK. A jaki będzie jego los? Oby Polsce nic podobnego się nie przydarzyło. Mamy wiele problemów. Jesteśmy niepodległym krajem od 27 lat. Ukraina to młoda demokracja. Polska ma większe doświadczenie i to widać. Różnica polega też na tym, że nie macie oligarchów, ale macie wolne media – mówił Sadowy.
Cała rozmowa z merem Lwowa tutaj.
A jakie są ceny we Lwowie? Po wylądowaniu, do portfela zaczniemy sięgać z uśmiechem. Bilety z lotniska do centrum – na autobus 48 lub trolejbus 9 kosztują odpowiednio 4 i 2 hrywny – 20 i 60 groszy. We Lwowie działa też Uber. W marszrutce pieniądze rzucamy do skrzynki koło kierowcy lub jeśli jest tłok, pieniądze podajemy do przodu pojazdu. Spokojnie, reszta wróci.
Ceny noclegów są zróżnicowane – 20 zł za łóżko w młodzieżowym hostelu, 50 zł za jedynkę w świetnie ocenianym pensjonacie, po 189 zł w czterogwiazdkowym hotelu ze śniadaniem. Za 15 zł zjemy pyszne śniadanie w słynnej kawiarni Baczewski. Można jeść do oporu. Na obiad, też przy Starym Rynku, wydamy 15 zł. W turystycznym centrum piwo i kawa kosztują po ok. 4. 0,7 l wódki Nemiroff 27 zł, w sklepie 9. W nocy oficjalnie alkoholu nie kupimy, ale w prywatnym mieszkaniu na Podzamczu za kieliszek alkoholu zapłacimy 3 zł.
Co jeść? Szyncel w „Lampie gazowej” kosztuje 16 zł, grillowany kurczak w „El Greko” 12 zł, naleśniki z owocami w „Nostalgii” (250 g) 7 zł, barszcz 6 zł, BigMac 6 zł, latte w „Atlasie” 5 zł, pierogi w barze mlecznym 3 zł. Ceny rozrywek też przystępne. Bilet do opery – 40 zł (dżinsy i koszula będą OK), wejście na ratuszową wieżę 3 zł, a na Cmentarz Łyczakowski 4.
Więcej o cenach we Lwowie tutaj.
Więcej wpisów o moich piłkarskich podróżach w tej kategorii.
One Reply to “Lwów i pomnik Putina [Z PODRÓŻY]”