Sebastiana Milę w drodze na PGE Arenę można spotkać kilka razy. Piłkarz Lechii uśmiecha się ze słupów ogłoszeniowych przed dworcem Gdańsk Główny, z przystanków tramwajowych koło stadionu i tekturowych podobizn już na samym obiekcie. Milę ściągnięto nie tylko po to, żeby został liderem środka pola. Ma też poprawić frekwencję na 44-tysięcznym stadionie.
Tylko w ubiegłym tygodniu nowy kapitan kręcił spot dla IPN, wcielił się w rolę aktora serialu, rozdawał pączki i otwierał klubowy sklep w galerii handlowej. Wcześniej, w tłusty czwartek, rozdawał kibicom pączki, a przed początkiem rundy udzielał wywiadów trójmiejskim tytułom. – To siedzi gdzieś w środku, w momencie debiutu w biało-zielonych barwach poczułem jakieś ukłucie i czuję je do teraz. Potem grałem w wielu zespołach, z większości mam bardzo miłe wspomnienia, ale wszystko zaczęło się w Gdańsku i tak już zostanie na zawsze – opowiadał „Wyborczej”.
Powrót Mili do Gdańska po 14 latach to pomysł na szukanie tożsamości zespołu, w którym rotacja piłkarzy jest ogromna. Zarówno Lechia, jak i Zawisza, w tym sezonie postawiły na ilość. Za ruchami transferowymi obu klubów kibice nie są w stanie nadążyć. I oba kluby zawodzą. Zawisza to czerwona latarnia ligi, Lechia zamiast myśleć o pucharach, z niepokojem zerka w dół tabeli, sprawdzając przewagę nad strefą spadkową.
Zawisza gra z nożem na gardle i szukaniem ikon nikt w klubie sobie głowy nie zaprząta. Piłkarze nieustannie przychodzą i odchodzą. Jedynym zawodnikiem w zespole, który zagrał dla Zawiszy w przynajmniej stu spotkaniach jest Jakub Wójcicki (160). Utrzymał się w zespole, bo gra na siódmej już pozycji. Ostatni Zawisza wygrał na wyjeździe w maju. Od zwycięstwa w Szczecinie zespół prowadziło trzech trenerów, do zespołu dołączyło aż 20 piłkarzy.
Ostatni debiutant do Giorgi Alawerdaszwili. W sobotę Gruzin nie zachwycił. Zawisza to 13 klub w karierze 27-latka. Polska jest dla niego szóstym krajem, w którym gra w piłkę. – Wiem, że to dużo, ale sam nie wiem dlaczego tych klubów zaliczyłem aż tyle – mówił mi po meczu napastnik. Gruzin spędził na boisku 30 minut, zmienił bezproduktywnego Cornela Predescu i był niewiele lepszy.
Mariusz Rumak przejął drużynę, która zmierzała ku przepaści. Jeszcze jesienią Zawisza zaczął grać lepiej, ale wciąż przegrywał. Teraz już remisuje. – Ale czas remisów już się skończył. Trzeba zacząć wygrywać – mówi Sebastian Ziajka. Dwa bezbramkowe remisy na wiosnę to nie jest zły start. Można się spodziewać, że po tym, jak Ziajka zajął miejsce wolnego Cristiana Pulhaca, uda się ustabilizować zestawienie siedmiu defensywnych piłkarzy.
Gorzej wygląda ofensywa. Na pozycjach napastnika, ofensywnego pomocnika i skrzydłowego Rumak sprawdził już 7 piłkarzy. Żaden występ nie spełnił w pełni oczekiwań. W Gdańsku Zawisza oddał jeden celny strzał. W sobotę, z Piastem Gliwicem, Zawisza musi wygrać. Trzeba więc zacząć strzelać bramki. Swoją szansę powinien dostać Bartłomiej Pawłowski. Piłkarz, który jest jedną z ofiar ofiar biało-zielonej rewolucji, staje się nadzieją na przełamanie bydgoskiej niemocy.