Byłem nieprzygotowany. Kiedy po 90 minutach na tablicy widniał wynik 2:2, chciałem wyjść ze stadionu. Przegapiłbym 19 rzutów celnych karnych z rzędu.
Więcej wpisów o moich piłkarskich podróżach w tej kategorii.
Aritma Praga gra w czwartej lidze. W sobotnie przedpołudnie na nowej, solidnej trybunie usiadła setka kibiców. Drugie tyle oglądało mecz stojąc wokół boiska. Godzina 11.00 to idealna pora na kiełbasę i piwo, więc najwięcej osób kłębiło się w klubowej kawiarence. Kilka stolików, telewizor a na ścianach zdjęcia sprzed lat, autografy, proporczyki i półki z pucharami. Skromnie, ale przytulnie. Kiełbasa za 50 koron, czyli 8 zł. Piwo o połowę tańsze.
Aritma grała z Motorletem, innym z klubem ze stolicy. Historycznym sukcesem założonego w 1912 roku Motorletu jest sezon 1963/64, spędzony w czechosłowackiej ekstraklasie. Drużyna zdołała wygrać 1 z 26 spotkań.
Czwartoligowy mecz niczym mnie nie zaskoczył. Ale dotyczy to tylko 90 minut, zakończonych wynikiem 2:2. Po nim nastąpiły rzuty karne. W niższych czeskich ligach nie ma remisów. Piłkarze wiedzą, że każdy musi umieć strzelać jedenastki. W tym meczu celnych było 19 pierwszych rzutów karnych! Piłkarze, którzy w czasie meczu pokazali zwykłą, czwartoligową młóckę, walili po górnych rogach i trafiali. Pierwszym zawodnikiem, który zepsuł rzut karny był jeden z bramkarzy. Ostatecznie konkurs jedenastek zakończył się 11:10. Motorlet dostał za ten mecz dwa punkty a Aritma jeden.
Więcej wpisów o moich piłkarskich podróżach w tej kategorii.