Wieszak we flagowym sklepie Johana Cruyffa w barcelońskiej dzielnicy El Born.
W moje ręce trafiła autobiografia Pepe Reiny. Sporo miejsca poświęca swojemu ojcu. Najwięcej zajmuje opis gola, który w 1974 roku pozbawił Atletico Madryt Pucharu Europy. Bramki mistrzów Hiszpanii bronił Miguel Reina. Ta interwencja zdefiniowała jego karierę. W finale, w ostatniej minucie dogrywki, Hans-Georg Schwarzenbeck strzelił z 25 metrów. Bayern wyrównał a w dodatkowym meczu gładko wygrał 4:0. – Nazwisko Niemca niewielu w Madrycie pamięta. Ale wszyscy wiedzą, że tego strzału z dystansu nie zatrzymał mój ojciec – pisze bramkarz Napoli.
42 lata temu Miguel Reina wpuścił swoją najsłynniejszą bramkę na krajowym podwórku. 22 grudnia 1973, ligowy mecz na Camp Nou, Barcelona – Atletico. Barcelona rozgrywała swój pierwszy i najlepszy sezon z Johanem Cruyffem w składzie. Od debiutu Holendra do zdobycia mistrzostwa, Blaugrana nie przegrała żadnego meczu. – To najlepsze wspomnienie mojego dzieciństwa – opowiada dziś Joan Laporta.
Krótko przed przerwą wciąż nie padła żadna bramka. Na prawym skrzydle nieźle dośrodkował Chary Rexach. Nieźle, ale trochę za głęboko. Johan Cruyff wyskoczył i trafił piłkę wyciągniętą do przodu stopą. Uderzył piętą. W czasach, gdy piłkarze nie strzelali akrobatycznych bramek, do których przyzwyczaił nas choćby Zlatan Ibrahimović, gol stał się sensacją. Pisano o „fantomowym golu”, bramce, która musiała być przewidzeniem i „Niemożliwym golu Cruyffa”. – W tej bramce było wszystko – gracja, technika, tupet, siła, wyobraźnia – to był gol wbrew logice. Coś jak z Matrixa – pisze Pepe Reina. To bramka, którą wspomina się nawet po kilku dekadach. W rewelacyjnym dokumencie „En Un Momento Dado” (tu z angielskimi napisami) bramką z Atletico ekscytuje się stojący w kuchni zawodowy kucharz. – Mam gęsią skórkę – mówi do kamery.
W „El Mundo Deportivo” opis zajął cztery szpalty.
Dziś Johan Cruyff przeżywa ciężki okres. – Myślenie i mówienie o futbolu daje mi wiele radości i odciąga moje myśli od choroby – napisał niedawno.
Mucha fuerza Johan!
P. S.
O najsłynniejszym numerze 14, patronie bloga, pisałem tu m.in. w kontekście wydanych w książce wywiadów oraz moście jego imienia. Polecam.