Kilku chłopaków z okolicy skrzyknęło się i pod latarnią na Tottenham High Road założyli drużynę, w której zimą mogliby grać w piłkę. Zrzucali się po sześć pensów. Prawie 140 lat później, dokładnie w tym miejscu, dla ich zespołu zbudowano stadion za ponad miliard funtów.
Tag: Anglia
Bobby Robson objął drużynę z końca ligi. Gdy odchodził, miał na koncie 14 transferów. A na liście sukcesów dwa wicemistrzostwa, FA Cup i Puchar UEFA. Ten ostatni zobligowało mnie do podróży na Portman Road.
Te trzy londyńskie kluby grają na swoich stadionach ponad 100 lat. Leyton Orient ma na fasadzie tablicę o polskim piłkarzu. Queens Park Rangers zanim zadomowili…
Przez kilka dekad The Valley było największym ligowym stadionem w Anglii. Kiedy przestało spełniać standardy, Charlton przez 7 lat grał na wygnaniu. Klub wrócił na stadion, gdy kibice dosłownie zabrali się za odbudowę oraz wygrali lokalne wybory.
Kilka lat temu zajrzałem na Plough Lane, gdzie w miejscu najbardziej obskurnego stadionu Premier League postawiono pomnik. Pisałem, że Wimbledon chce znów grać w dzielnicy Merton. W 2018 roku, kiedy zobaczyłem mecz AFC Wimbledon na stadionie Kingsmeadow, powrót był już przesądzony. Tym razem, choć niemeczowo, wybrałem się na nowy stadion Wimbledonu.
Hackney Marshes. Jedno z najbardziej charakterystycznych miejsc angielskiego futbolu. Duchowy dom piłki amatorskiej.
Dwa kluby z jednej dzielnicy. Historia powstania Chelsea jest najmniej romantyczną, jaką znam. Właściciel stadionu chciał zarobić, więc założył klub. Z kolei Fulham powstało dzięki szkółce niedzielnej i wikaremu, który uważał, że kopanie piłki oddalali okolicznych chłopaków od diabła.
W Londynie przeszedłem się po boisku, na którym rozegrano pierwszy mecz w historii piłki nożnej.
To dwa najbliżej położone angielskie stadiony. Wychodzę z klubowego sklepu Notts County i widzę przed sobą City Ground, gdzie gra Nottingham Forest. W linii prostej to 200 metrów. Na piechotę trochę więcej, bo trzeba przejść mostem nad rzeką Trent.
Pierwszy raz w życiu będąc na meczu żałowałem, że nie pada. Środa, zimno, na murawie piłkarze Stoke. Ataki napędzał niezrównany w ruchach Peter Crouch. Ja sobie poradziłem, ale czy to samo mógłby powiedzieć Leo Messi?
W derbach „drugiego miasta” grają kluby, których stadiony oddalone są od siebie o 2,5 mili. Autobusem i tramwajem podróż z Villa Park na stadion Birmingham City zajęła mi godzinę. Niewiele dłużej zajmuje transport na obiekty WBA i Wolverhampton Wonderers. Klubów ze stuletnią tradycją jest tu więcej, niż ładnych widoków.
Obie statystyki mogą dotyczyć tylko angielskiego stadionu. Po 116 latach Brentford FC opuszcza Griffin Park. Na każdym z czterech rogów stadionu działa pub.
O świcie wysiadam przed stadionem Leeds United AFC. Trzyliterowy skrót to nie przypadek. Ma go w swojej nazwie wiele piłkarskich klubów z West Yorkshire. Z powodu popularności rugby league drużynom, które piłką grały tylko nogami, a nie kopały i rzucały, dodawano AFC (Association Football Club), a nie samo FC, jak w reszcie kraju.
Stadion West Hamu po stu latach przeniesiono, ale został pomnik. Klub chciał go zabrać ze sobą, mieszkańcy protestowali.
Każdy istniejący stadion Archibalda Leitcha to małe arcydzieło. Nawet jeśli z planów szkockiego architekta niewiele do dziś zostało.
Punkt obowiązkowy dla każdego groundhoppera i jedna z najczęściej opisywanych historii w klubowej piłce. AFC Wimbledon, klub jak z Football Managera.
Londyński The Oval to mekka krykiecistów, ale pierwsze kroki stawiał tutaj także futbol. Na tym stadionie rozegrano pierwszy w historii nieoficjalny mecz międzynarodowy oraz finał pierwszej edycji FA Cup, najstarszych rozgrywek na świecie.
Kiedy Gabriel Hanot wziął do ręki wtorkowy „Daily Mail”, tytuł tekstu na pierwszej stronie musiał przeczytać kilka razy. Angielscy dziennikarze poszli na całość i ogłosili: „Wolves mistrzami świata”. W „Daily Express” podobnie: „Wolverhampton Wanderers stali się Wolverhampton Wondermen, klubowymi mistrzami Europy”. Hanot nie chciał już przeglądać kolejnych tytułów. Sam zasiadł przy maszynie do pisania.
Dla groundhopperów Stanley Park to najpiękniejszy park na świecie. Każdy może pokonać drogę, którą ponad sto lat temu obrał Everton. Z jednego końca parku, na drugi. Konkurencją mogą być tylko krakowskie Błonia.
Tesco zrobiło tego dnia większy obrót, niż zwykle. To ostatni duży sklep przed wejściem na stadion. Kibice w bordowych szalikach z piwem w ręku wylewają się na ulicę. W drodze na Villa Park mijam billboardy ze słynnymi zawodnikami. Chris Nicholl wspomina swój pierwszy kontrakt z klubem, któremu kibicował jego ojciec a Dennis Mortimer opowiada co czuł, gdy wznosił Puchar Europy w 1982 roku.